Od kilku lat słyszy się tajemnicze frazy: ewaluacja, sloty, wskaźnik wpływu i etc. Na uczelniach osoby odpowiedzialne za ewaluację oraz sami pracownicy nerwowo oczekiwali jej wyników, gdyż to od nich częściowo zależy ich dalszy los i kariery.

W środowisku aktualnie najlepiej mi znanym wyników ewaluacji nie ujawniono. Pełnomocnik ds. dyscypliny nie miał odwagi się nimi „pochwalić”. A jeszcze nie tak dawno buńczucznie zapowiadano, iż będzie nawet lepiej niż na UJ. Wcześniej „towarzystwo” nie miało żadnych skrupułów napaść na osobę mającą największe osiągnięcia w dyscyplinie za to, że śmiała opublikować „za darmo” tekst w jednym z najlepszych czasopism z zakresu nauk społecznych.  Na sławetnym spotkaniu ani słowem nie zająknęła się była pełnomocnik ds. dyscypliny na temat braku osiągnięć niektórych osób, tylko całe spotkanie poświęcone było dyskredytowaniu osoby, która uzyskała pond 1000 punktów. Najlepsze jest w tym to, że główna gwiazda uchodząca za najlepiej publikującą (w sensie uzyskiwanych punktów) owszem miała tekst z 200 p. (jako drugi autor) tylko, że pod inną afiliacją.

Dzisiaj okazuje się, że wyniki ewaluacji są na stronie ministerstwa i cóż, można rzec tak, jak w bajce Andersena, że „król jest nagi”. Ale zapewne już przygotowano przekaz dnia, że to nie wina obecnego kierownictwa, tylko osób, które nie miały z tym faktem nic wspólnego.

Patrząc na ujawnione przez MEiN wyniki, jak też ich recepcję przez media, instytuty nasuwa się wniosek, iż mamy do czynienia z ewaluacyjnym „pomieszaniem z poplątaniem”. Jedna z jednostek PAN szczyci się, że ma wysoką kategorię i pokazuje zestaw swoich osiągnięć na tle innych podmiotów.  Przecież tych wyników nie powinno się porównywać. Jak można porównywać dorobek naukowy osoby pracującej w PAN, zajmującej się tylko badaniami z   sytuacją pracownika uczelni, któremu dano 360 godzin pensum z różnych przedmiotów, który organizuje konferencje, prowadzi czasopismo i organizuje wiele inicjatyw naukowych. Dodatkowo dochodzą inne obciążenia na uczelni. Przecież to są dwa różne światy, których porównywać nie wolno. Jednakże w świetle ewaluacji są oni sobie równi!!!

Patrząc na te wyniki w naukach socjologicznych zdumiewa pozycja socjologii w pewnym uniwersytecie. Nie wiem, jakim cudem dostali kategorię B+ kiedy tam nikt nie zajmuje się poważnie nauką. Kieruje nim osoba niekompetentna, która dzięki wpływom pewnych środowisk utrzymuje się przy władzy. Dlań najważniejsze są pieniądze. Pod jego skrzydłami schronienie znaleźli też plagiatorzy wyrzuceni z innych uczelni. Nie było tam ani jednego grantu z NCN, żadnych publikacji pracowników w prestiżowych czasopismach. Instytut z poziomem kadry dla PWSZ ma identyczną kategorię, co socjologia w jednej z wiodących uczelni. W tym drugim przypadku niewielu pracowników nie ma czy nie miało grantu z NCN. Większość kadry stanowią doktorzy habilitowani i prowadzą kilka znaczących projektów badawczych. Jednakże od pewnego czasu widać, iż zamiast nauki bliższa jego pracownikom jest ideologia i zaangażowane podejście w duchu neomarksistowskim. Instytut ten stracił atrybuty instytucji naukowej na rzecz organizacji polityczno-ideologicznej.  Piewcy wolności i tolerancji nie potrafią sami dojść do refleksji, że oto mamy pluralizm, że są różne paradygmaty a nauka jest zgoła odmienną dziedziną niż ideologia.

Być może ewaluatorzy brali to pod uwagę i za pomocą gęstego sita byli w stanie oddzielić ziarno od plew. Trudno powiedzieć, co przeważyło w tej ocenie. Faktem jest, że wyceniono wartość nauk socjologicznych i na pewno nie zrobiono tego na zasadzie wysokie oceny dla przyjaciół ministra a niskie dla jego wrogów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.